Osiągnąłem to. Bez kredy i brudno-zielonej tablicy. Bez stosu zabazgranych notatek i karkołomnych obliczeń. Chłodną kalkulacją.
Oddzieliłem.
Pierw worki płuc.
Ochlastane brązową breją petów. Czerwonym markerem miejsca, skąd w nieodpowiednim momencie wyleje rak. Nakreśliłem. I zeżre.
Schowałem.
Bijące serce.
Na stół i w brud.
Elektro-żyły empatycznych połączeń. Dodatnio naładowane neurony wartości. Zawiłość relacji. Osobowość.
W pył.
Marzenia i nadzieję.
Nadmuchałem i precz.
Skórę i kości.
Ubrałem.
Błogosławiłem „Będzie.. pusty i zdumiewający”.
Uświęciłem.
Plwociną.
Wyszedłem w świat dumny.
Chętny.
Skomentuj Alkarinque Anuluj pisanie odpowiedzi